Dla tych, którzy lubią wino, Sycylię, ręcznie robione słodycze i arabikę.
Wednesday, 21 April 2010
Monday, 15 March 2010
kawa
Wszyscy piszą o Gambero Rosso czyli wielkiej włoskiej uczcie winiarskiej, która podczas międzynarodowego tournee zawitała do Warszawy kilka dni temu. Że wielkie nazwiska, że wielkie wina, że wielki szał. I dobrze.
Ja za to dziś o kawie.
Jurek Kruk, w swojej fantastycznej piwnicy na Bema, zorganizował spotkanie z baristami z Coffee Clue. Było o tym, co to jest arabica a co robusta i jak je rozróżnić, o zasadach degustacji kawy i o jej produkcji. Największym odkryciem wieczoru, oprócz kawy pachnącej i smakującej Earl Grey'em, była dla mnie informacja, że palarnie kawy są nawet w Warszawie, i to całkiem niedaleko nas. Można tam pojechać, wybrać sobie ziarna, określić intensywność wypalenia i za chwię zabrać ze sobą swoją własną, autorską mieszankę.
Kawa to kolejny nieodkryty ląd, który, jeszcze niewyraźnie, ale już majaczy mi na horyzoncie. Zaczęłam przygotowania do podróży - walczę ze swoim ignoranctwem w postaci mleka i łyżeczki cukru.
A do 4 Senses Jurka Kruka w ogóle warto zaglądać. Ma autorski wybór win, świetny ekspres (Della Corte) i mieszankę kawy zrobiona przez siebie (przy pomocy Mistrza Polski Baristów Sławka Sarana i chłopaków z Coffee Clue), herbaty, oliwę, sery, szynki, polską czekoladę hand-made. Szynka hiszpańska Joselito Gran Reserva jest jak wino (smak i zapach ewoluują z czasem napowietrzenia) i kosztuje też tyle, co dobry riesling, ale warto. Oprócz tego wszystkiego Jurek ma u siebie kuchnię, gdzie czasem sam coś gotuje, czasem zaprasza znajomych szefów kuchni (Pascala Brodnickiego czy Józka Seeletso) a z czasem pewnie i sami goście będą się tam panoszyć. A wszystko to w starej, przedwojennej kamienicy z czerwonej cegły.
Ja za to dziś o kawie.
Jurek Kruk, w swojej fantastycznej piwnicy na Bema, zorganizował spotkanie z baristami z Coffee Clue. Było o tym, co to jest arabica a co robusta i jak je rozróżnić, o zasadach degustacji kawy i o jej produkcji. Największym odkryciem wieczoru, oprócz kawy pachnącej i smakującej Earl Grey'em, była dla mnie informacja, że palarnie kawy są nawet w Warszawie, i to całkiem niedaleko nas. Można tam pojechać, wybrać sobie ziarna, określić intensywność wypalenia i za chwię zabrać ze sobą swoją własną, autorską mieszankę.
Kawa to kolejny nieodkryty ląd, który, jeszcze niewyraźnie, ale już majaczy mi na horyzoncie. Zaczęłam przygotowania do podróży - walczę ze swoim ignoranctwem w postaci mleka i łyżeczki cukru.
A do 4 Senses Jurka Kruka w ogóle warto zaglądać. Ma autorski wybór win, świetny ekspres (Della Corte) i mieszankę kawy zrobiona przez siebie (przy pomocy Mistrza Polski Baristów Sławka Sarana i chłopaków z Coffee Clue), herbaty, oliwę, sery, szynki, polską czekoladę hand-made. Szynka hiszpańska Joselito Gran Reserva jest jak wino (smak i zapach ewoluują z czasem napowietrzenia) i kosztuje też tyle, co dobry riesling, ale warto. Oprócz tego wszystkiego Jurek ma u siebie kuchnię, gdzie czasem sam coś gotuje, czasem zaprasza znajomych szefów kuchni (Pascala Brodnickiego czy Józka Seeletso) a z czasem pewnie i sami goście będą się tam panoszyć. A wszystko to w starej, przedwojennej kamienicy z czerwonej cegły.
zdjęcia: Coffee Clue, 4senses
Monday, 8 March 2010
Thursday, 4 March 2010
Kwestia smaku

Kiedy prawie pięć lat temu gość w dość ekskluzywnej restauracji, w której pracowałam, zapytał mnie "jak właściwie smakuje ta woda którą Pani poleca" tylko wyuczona kelnerska kurtuazja powstrzymała mnie od wywalenia na niego gał i zupełnie niemarketingowej odpowiedzi "no... woda jak woda, proszę Pana".
Naprawdę bardzo dobrze pamiętam ten moment.
Równie dobrze pamiętam, gdy niecały rok temu okazało się, że woda jednak ma smak. I to taki, że zachodni świat zupełnie zwariował. W Nowym Jorku i Londynie, w Ritzu i innych ekskluzywnych restauracjach pojawiły się, obok kart wina, karty wód mineralnych a raminę w ramię z sommelierami zaczęli pracować wodni sommelierzy, który doradzają, czy do polędwicy po florencku lepszy jest artezyjski Voss z norwegii czy Fiji z Fidżi czy może jednak polska Cisowianka.
Degustacja 15 polskich wód mineralnych potwierdziła, że wody moga być tak różne jak wina. Trzeba tylko potraktować sprawę bardziej po aptekarsku, przez mikroskop, bo kwestia leży w niuansach. Nie jak między czerwienią a zielenią a raczej jak między akwamarynem a indygo.


Tuesday, 17 November 2009
wino Asterixa

Święto młodego wina za pasem, więc w zeszłym tygodniu otworzylismy butelkę od Lapierra, wymykającego się wszelkim konwenansom winiarza z Beaujolais. Przyniesiona przez G. butelka Vin de Pays des Gaules (czyli wina z krainy Galów) wyglądała mi znajomo, bo tę gębę z etykiety trudno zapomnieć.
Ponieważ byłam przekonana, że to rose, wrzuciłam je do lodówki. Okazało sie, że wino jest jednak czerwone, ale właśnie w niższej temperaturze zupełnie nas rozwaliło.
Soczysty, żywy owoc, z biglem lekkiej kwasowość. Gdzieś z tyłu trochę przybrudzonych aromatów, które dodają winu jakiegoś autentyzmu i szczerości. Bez wielkich słow, bez zadęcia, bez wysiłku. Ludzik z etykiety wyraża wszystko. Czysta przyjemnośc picia.
Monday, 5 October 2009
kompot
Dopadło mnie jakieś chorobowe licho a ponieważ karmię Ignaca mój leczeniowy arsenał jest mocnoo ograniczony. Czosnek i mleko z miodem odpada, większośc leków też. A. wpadła na pomysł soku z malin i kompotu z żurawiny (kupionej BTW na bazarze na Wolumenie, czyli miejscu które objawiło mi się ostatnio jako wspaniała, nieprzebrana skarbnica owoców i warzyw. Ten bazar zasługuje przynajmniej na osobny wpis, jeśli nie na jakiś poważniejszy medal).
Tak, kompot z żurawiny dobra rzecz, ma piękny kolor i dużo witaminy C, jest zdrowy i bardzo apetycznie wygląda. No to chlup...
...SHIEEET, JAKI GORZKI!

Tak, kompot z żurawiny dobra rzecz, ma piękny kolor i dużo witaminy C, jest zdrowy i bardzo apetycznie wygląda. No to chlup...
...SHIEEET, JAKI GORZKI!
Monday, 21 September 2009
Subscribe to:
Posts (Atom)